Po dwóch dniach przygotowywania postów z CzatemGPT jestem pod totalnym wrażeniem tego narzędzia. Choć nie wiem do końca jak działa, zawsze mogę się go spytać i co więcej, mam świadomość, że takie pytanie może mu zadać milion innych programistów, którzy być może dogłębnie rozumieją jego działanie – choć takich będzie raczej tysiące.
Czat jest już na rynku jakiś czas, po prostu do mnie dotarł kilka dni temu. Najpierw usłyszałem o nim z YouTube’a, gdzie pojawił mi się Jordan Peterson, który opowiadał o tym jakie zadawał mu ciekawe pytania. Oczywiście, że wbiło mnie to w siedzenie, ale nie bardziej, gdy pogadałem z nim dzień później, do czego namówił mnie mój wieloletni przyjaciel. W trakcie naszej rozmowie siedziałem już resztę wieczoru na czacie, ładując w niego pytania filozoficzne, programistyczne i dając mu przeróżne zadania z kreatywności.
Na następny dzień stało się dla mnie jasne, do czego chcę go użyć. Owszem, mogę nad nim przesiedzieć godziny, bo z jakichś nieznanych mi przyczyn w ogóle nie wyskakuje mi komunikat, że jest zajęte i nie mam dostępu. Mam dostęp cały czas, za darmo. Więc co z takim potężnym narzędziem zrobić?
Zapytałem się partnerki, czy gdyby zastukał do naszych drzwi przystojny monter i zaproponował nam darmową pralkę, która pierze, segreguje, suszy i składa ubrania w kostkę, po czym pojawiają się one na jej blacie, to czy odmówiłaby mu z racji tego, że za każdym razem jak zrobi pranie, to jest z tego powodu w jakimś sensie dumna – no bo coś ukończyła. Podobnie, czy nie zechciałaby może wrócić do prania na tarce, by być jeszcze bardziej dumna ze swojej domowej pracy, niż daje jej to obecna pralka?
Oboje studiujemy psychologię i dobrze wiemy, że włożony w coś wysiłek stanowi dużą część poczucia sukcesu, spełnienia, buduje wartość osobistą itp. Pytanie jednak na ile do takiego poczucia dumy przywiązujemy się z pobudek racjonalnych, a na ile z przyzwyczajenia.
Coś co tak pięknie wychodzi człowiekowi, czyli synteza wieloletnich doświadczeń, wiedzy którą zdobył i praktykował na przestrzeni lat, by potem powiedzieć kilka zdań na przemówieniu przy odbiorze nagrody Nobla, nagle zdobywa pewną konkurencję. Nie całkowitą, ale pewną. Czat bowiem, o czym chętnie wspomina w przypadku pytań o jego istnienie, chętnie podkreśla, że jest po prostu maszyną do wykonywania skomplikowanych zadań, modelem językowym, sztucznym, elektronicznym bytem, który tylko poprzez przemawianie naszym językiem zaczyna być traktowany jak druga osoba.
Na tej zasadzie, jeśli chcę nauczać programowania, bo jara mnie to, mam 15 lat doświadczenia pracy w biznesie, a jednocześnie od jakiegoś czasu uczę na Superprofie, i chcę się dalej promować i rozwijać jako nauczyciel, to czy przypadkiem nie powinienem korzystać z błogosławieństwa niesamowitej maszyny do klejenia myśli? Ano, to jest ciekawe pytanie.
Cała sprawa, tak uważam, jeśli chodzi o Czat w moim przypadku, zasadza się na tym, jakie zadam mu pytania i w jaki sposób skorzystam z jego odpowiedzi – na wielu wymiarach. Na przykład: czy przypiszę sobie jego autorstwo? No bo kto się zorientuje? Mogę mu przecież powiedzieć, żeby pisał w moim stylu – dać mu próbkę mojego tekstu (a napisałem przecież trzy książki) i heja, niech ciśnie chłopak! Czy napiszę dzięki niemu całą książkę i wydam przez wydawnictwo? Właściwie, dlaczego nie? No właśnie, gdzie człowiek nie pójdzie odezwie się taka czy inna etyka zawodowa albo jej osobisty wymiar, czyli moralność.
Zdefiniowałem sobie przed rozpoczęciem tego bloga, jaki chcę rozwiązać problem i co chcę przez niego osiągnąć. Mój problem, jak pisałem w poprzednim osobistym poście (nie wygenerowanym przez Czat), polegał na tym, że nie znajdowałem takiego wyjaśnienia wzorców projektowych w programowaniu obiektowym, jaki bym chciał. A to denerwowało mnie wodolejstwo u innych, przesadna akademizacja problemu u drugich, zbytnia hackowatość czy też geekowość u kolejnych. Jednocześnie, będąc na raz nauczycielem jogi, doświadczonym programistą i studentem psychologii – nie mam czasu na to, by wszystko to napisać samemu. Skoro maszyna potrafi zrobić to lepiej ode mnie, to ja zrobię co innego! Tylko co?
I tu jest piękno współpracy z Czatem: on robi szablonowe posty, w formacie, który ja mu zadam, a ja kręcę filmiki, w których sam tłumaczę treści tych postów dla ludzi, którzy dopiero się uczą programowania. Nie ma zmiłuj, podstawy trzeba znać, przesiąknąć nimi w jakiś sposób. To, że totalny nowicjusz wygeneruje sobie taki sam post jak ja, nie znaczy, że doskonale rozumie jego smaczki czy podstawy techniczne. Niemniej jednak na tej podstawie można się czegoś nauczyć. Wtedy moja praca jako nauczyciela jest wciąż oryginalna, czuję się kreatorem, nie oddaję siebie w ręce maszyny, nic mnie nie ogłupia, lecz wspomaga. A ja mogę w wolnym czasie napisać sobie na przykład taki oto osobisty post, mając pewność, że Czat takiego za mnie nie napisze. Zrobi to dopiero, jeśli go nim nakarmię, a potem poproszę o napisanie kolejnego. Ale…
Trzeba zachować też umiar. Już po dwóch dniach korzystania z Czata zauważyłem u siebie taką tendencję, że gdy czytam np. w podręczniku do psychologii pytanie otwarte, zadanie na myślenie, to przychodzi mi do głowy, aby wydelegować je do Czata. No bo przecież to ja jemu zadaję takie pytania, a on mi odpowiada. Zaczyna mi więc zastępować tę część w umyśle, która zwykle nie wiedziała, że może taką pracę delegować – taka pralka wcześniej nie istniała! A teraz istnieje. I kusi.
Dlatego tak samo jak ze wszystkim i z Czatem GPT zachowuję równowagę. Poranna joga, popołudniowa medytacja, spacery, jedzenie, twórczość osobista, zadawanie mu pytań, uczenie programowania jeden na jeden, czas na kawkę z dziewczyną, na książkę, na coś innego. Nawet jeśli mam dostęp do czegoś co sprawia, że jestem niemalże na haju. Bo mózg, tak sobie myślę, po prostu strzela błyskawicami w poczuciu możliwości (i zagrożeń), jakie ta maszyna przed sobą otwiera.